Bóbr budowniczy i kwestia międzygatunkowej wspólnoty mieszkaniowej
W upalny poranek 19 czerwca 2021 roku grupą 20 osób zebraliśmy się nad Wartą, niedaleko Mostu Królowej Jadwigi na kajakowe warsztaty śladami poznańskich bobrów. Termin był nieprzypadkowy, miała to być ostatnia sobota na długie tygodnie, a być może miesiące, kiedy poziom wody pozwalał przepłynąć kajakami zaplanowaną trasę. Dawniej polegać można było na „Świętojance” – „małej powodzi”, która zdarzała się w Polsce corocznie w okolicach dnia św. Jana, i która podniosłaby poziom wody – zmiany klimatu zaburzyły jednak tę regularność i woleliśmy nie ryzykować (w kolejnym tygodniu okazało się wprawdzie, że Świętojanka jednak w tym roku przyszła, ale opady nie trwały długo). Cel warsztatów był dwojaki – w pierwszym rzędzie, za wskazówkami jednego z prowadzących, Romana Głodowskiego ze Stowarzyszenia „Nasz Bóbr”, wypatrywaliśmy na trasie śladów obecności bobrów, po drodze zdobywając wiedzę o historii programu reintrodukcji bobrów w Polsce, a także bobrzych zwyczajach i biologii. Później, na stałym lądzie, odnosząc się do sytuacji tych gryzoni, rozmawialiśmy o możliwości wspólnego, wielogatunkowego zamieszkiwania i przebudowywania miast.
Nasza grupa składała się zarówno z doświadczonych kajakarek i kajakarzy jak i nowicjuszy. Z pomocą instruktora szybko opanowaliśmy manewry kajakowe i ruszyliśmy w dół rzeki. Żar lał się z nieba. Wysmarowani kremem z filtrem, ubrani w kapelusze i wyposażeni w butelki z wodą, niesieni prądem znad tafli rzeki obserwowaliśmy miasto z zupełnie nowej perspektywy. Już podczas pierwszego postoju, na wysokości Starego Portu jasne było, że wody było mało. Jak dowiedzieliśmy się od instruktora, odsłonięte elementy konstrukcyjne umocnień wskazywały, że poziom wody powinien był być wyższy o dobry metr. W Poznaniu, podobnie jak w całej Polsce, od lat są niedobory wody, do czego przyczyniają się coraz niższe opady i bardzo słaba retencja wody spowodowana uregulowaniem brzegów rzek, siecią kanałów melioracyjnych, a w miastach także połaciami nieprzepuszczalnych powierzchni z betonu i asfaltu. Stąd między innymi nasze zainteresowanie bobrami, które tworząc tamy i żeremia przyczyniają się w znacznym stopniu do poprawy lokalnej retencji wody, spowolnienia erozji i wzbogacenia gleb, a w rezultacie zwiększenia bioróżnorodności ekosystemów.
W roku 1950 w Polsce znana była tylko jedna rodzina bobrów żyjąca na wolności. Szacuje się, że w Wielkopolsce bobrów nie było przez 600 lat. Dzięki spektakularnemu sukcesowi programu reintrodukcji tego gatunku, w całym kraju jest ich obecnie kilkadziesiąt tysięcy i zaczynają odgrywać istotną rolę w łagodzeniu skutków antropogenicznych przemian w środowisku i klimacie. Są przy tym niezaprzeczalnie charyzmatyczne. Przez wielu ludzi jednak, także przedstawicieli agencji rządowych, są uważane za szkodniki. Pojawiają się opinie, że bobrów jest zbyt wiele, co (sic!) zagraża środowisku naturalnemu. Z tego powodu ochrona częściowa, pod którą znajdują się bobry, często bywa uchylana, np. kiedy zostają oskarżone o zalanie pola czy zgryzienie szpaleru drzew w sadzie czy ogrodzie. W takich sytuacjach niszczone są tamy i żeremia, a same bobry, szczególnie młode, często giną. Relacje bobrzo-ludzkie nie są wolne od konfliktów również w Poznaniu, gdzie naraziły się podgryzając rogalińskie dęby i doprowadzając do zalania Hipodromu Wola. Jednym z wątków jakie poruszyliśmy podczas warsztatów były strategie łagodzenia takich konfliktów na wspólnie zamieszkiwanych terenach.
Po drodze wpłynęliśmy do zarośniętego gęstą roślinnością kanału wchodzącego od zachodu w Ostrów Tumski. Przy tak niskim poziomie wody miejscami pióra wioseł szorowały o dno. Na chwilę zatrzymaliśmy się w cieniu wielkiego drzewa by porozmawiać o bobrzych norach. Wejścia do nor muszą zawsze pozostawać pod wodą – bobry budując je wiedzą więc z góry jak będzie wyglądała fluktuacja poziomu wody, a także potrafią zmieniać termin godów na wcześniejszy, przewidując ciepłą wiosnę. Już jesienią wiedzą, czy danego roku będzie ostra zima i w zależności od tego zbierają zimowe zapasy lub nie. Wypatrywaliśmy bobrów, jednak na kanale, podobnie jak na całym przepłyniętym przez nas odcinku Warty nie znaleźliśmy świeżych śladów bobrzej obecności. Znaleźliśmy je dopiero na Cybinie, w którą wpłynęliśmy od północy. Zdaniem bobrowniczego Romana Głodowskiego śladów w ogóle było niewiele, mniej niż spodziewaliśmy się zobaczyć. Trochę ich jednak na tym ostatnim odcinku widzieliśmy, więc poszukiwania zakończyły się pewnym, acz niespektakularnym sukcesem. Następnie zawróciliśmy i zakończyliśmy spływ w Ogrodzie Szeląg, gdzie przy zimnych napojach siedzieliśmy jeszcze dłuższy czas rozmawiając o bobrach i możliwości międzygatunkowej wspólnoty mieszkaniowej, zdolnej przetrwać kolejne coraz bardziej upalne i suche lata.